Recenzja filmu „Gladiator II” (2024): Legenda wraca do Koloseum, ale czy z tym samym impetem?
No dobrze, przyznajmy to sobie: kto z nas, oglądając „Gladiatora” z 2000 roku, nie miał w głowie jednego pytania? „Czy to jest prawdziwe zakończenie?”
...
Maximus decyduje się umrzeć z honorem, Lucjusz patrzy, jak jego mentor oddaje życie, a my zostajemy z pustką i niewielką nadzieją, że coś jeszcze nas w tym świecie czeka. I oto jest – „Gladiator II”. Ale czy warto było czekać te ponad dwie dekady na powrót do Koloseum?
Lucjusz dorasta – zemsta, honor i wielka polityka
Lucjusz, grany przez Paula Mescala, powraca jako bohater, który na własne oczy widział, jak jego idol, Maximus, ginie z ręki jego własnego wuja – Commodusa. Już samo to zestawienie sprawia, że film wprowadza nas w świat zemsty, bólu i wewnętrznych konfliktów. Lucjusz to nie jest ten beztroski chłopak, którego pamiętamy z pierwszej części. W jego oczach widać gniew, a na barkach nosi ciężar przyszłości Cesarstwa. Mówiąc szczerze, od samego początku czułem, że ten facet nie ma lekkiego życia.
To, co podoba mi się w fabule „Gladiatora II”, to fakt, że Ridley Scott nie idzie na łatwiznę. To nie jest zwykła opowieść o zemście. To historia człowieka, który musi zmierzyć się nie tylko z własnym pragnieniem odwetu, ale i z polityczną machiną Cesarstwa, dwoma brutalnymi cesarzami – Karakallą i Getą – oraz wewnętrznymi demonami. Kto by pomyślał, że staniemy się świadkami starcia o duszę Rzymu w takim stylu?
Aktorska mozaika – Paul Mescal i spółka
Paul Mescal jako Lucjusz to strzał w dziesiątkę. Młody aktor wnosi świeżość, ale też głęboką, niemal bolesną powagę. W jego spojrzeniu można dostrzec wszystko, co postać Lucjusza przeszła. Nie jest to typowy bohater akcji – to człowiek pełen sprzeczności, który walczy z przeszłością, ale jednocześnie próbuje ratować przyszłość. Co ciekawe, Mescal zaskakująco dobrze radzi sobie zarówno w scenach walki, jak i w bardziej kameralnych momentach, kiedy widzimy jego wewnętrzne rozterki.
Pedro Pascal jako Marcus Acacius wnosi coś zupełnie nowego do uniwersum „Gladiatora”. Pascal, jak to Pascal – charyzmatyczny, pełen mocy, ale też z odrobiną ironii. W każdej jego scenie czuć, że ten facet coś kombinuje, a jednocześnie nie da się go nie lubić. Może i Rzym spłonie, ale przyznajmy, z Pascalem będzie to przynajmniej widowiskowe.
Na tym tle wyróżnia się jeszcze Denzel Washington jako Makrynus. Washington w tej roli to czysta elegancja. Jego postać pełni rolę mentora dla Lucjusza, ale też człowieka, który zna gorzki smak polityki. Ich relacja to jeden z najciekawszych wątków w filmie.
Reżyseria Ridleya Scotta – mistrz wraca do gry?
Ridley Scott wraca do Rzymu z rozmachem. „Gladiator II” to film monumentalny. Sceny w Koloseum zapierają dech w piersiach, a scenografia przypomina o wielkości starożytnego Rzymu. Czuć, że Scott dobrze się bawił, wracając do tej estetyki. Koloseum wygląda tak, jakby nigdy nie było bardziej żywe – a ja miałem ochotę przenieść się na chwilę w tamte czasy (choć raczej jako widz, a nie gladiator... bo jednak trochę bałbym się tych lwów).
Scott nie traci też swojego kunsztu, jeśli chodzi o epickie sceny bitewne. Są brutalne, chaotyczne, ale jednocześnie przemyślane. To, co wyróżnia „Gladiatora II” na tle innych filmów historycznych, to umiejętność połączenia spektakularnych potyczek z subtelnymi momentami emocjonalnymi. Maximus w pierwszej części miał swoje słynne „Are you not entertained?”, a Lucjusz? No cóż, jego walka jest cichsza, bardziej wewnętrzna, ale równie epicka.